Okazuje się, że nie tylko budowa będzie dla nas wielkim obszarem, który musimy zgłębić i poznać. Musimy nauczyć się jeszcze jednej rzeczy - błagania rozmaitych fachowców i ekip, by raczyli przyjąć od nas zlecenie i by mogli zarobić... Niespotykane... Najpierw geolog - świetny i tani fachowiec - umówiliśmy się na konkretny dzień i godzinę. Nawet nie zadzwonił, że go nie będzie. Pierwszy telefon z pytaniem, czy nadal chce dla nas sporządzić opinię. Oczywiście - przyjadę jutro, zadzwonię rano. W południe dzwonię nie mogąc doczekać się na wiadomość - dzisiaj moja ekipa pracuje gdzieś indziej, będę jutro o 13. Następnego dnia o 10 dzwonię zapobiegawczo, by dowiedzieć się, że... Pan odwiedzi nas jednak osobiście w sobotę. W sobotę przyjeżdża z dwugodzinnym opóźnieniem mimo, że zapewniał, że okolicę zna jak własną kieszeń. Dzięki za tatę, który pozostawał w gotowości, by pokazać mu działkę. 3 dni straconego urlopu - to zabolałoby nas najmocniej. Na szczęście Pan zrehabilitował się i sporządzenie opinii przyspieszył. Zamiast dwóch tygodni wyznaczył dwa dni i w poniedziałek opinia była już w naszych rękach. Oczywiście woleliśmy do niego pojechać niż czekać, aż sam ją dostarczy.
Od około miesiąca próbujemy też umówić się z poleconą nam przez znajomych ekipą - to jeszcze gorsza droga przez mękę. Najpierw pan miał przyjechac do nas. Nie zadzwonił. Potem my do niego. Zadzwoniłam kilka godzin przed żeby potwierdzić spotkanie - odwołał. Za 2 tygodnie będzie przecież budował w miejscowości obok. Zadzwoni. Nie zadzwonił. Kolejny telefon. Jutro będziemy zalewać ławy - zadzwonię, zostawią Państwo projekt, na poniedziałek wycenię. Ale na pewno Pan zadzwoni? - obiecuję, że zadzwonię przed 10 (rozmowa około 19). 10.30 - wysyłam smsa żeby podał adres (oczywiście nie zadzwonił). 11.00 dzisiaj - dzwoni - Przepraszam, ale zaliliśmy ławy, deszcz zaczał padać i zwinęliśmy się z Krakowa. Zapomniałem Nie chce mi się już wracać. - Ale przecież obiecał Pan. - Niech Pani przyjedzie w poniedziałek... ehhh...
Zauważyliśmy, że kilka działek dalej rozpoczęła się budowa. Wzięliśmy ksero projektu i rozmawialiśmy z majstrem. Na początku zniechęciliśmy się okrutnie - sześciu chłopa siedziało przy ławie, jadło kanapki i nie wyglądało na chętnych do kiwnięcia nawet palcem. Ale rozmowa zmieniła naszą opinię o 180 stopni. Okazało się, że budowali też domy wielu naszych znajomych (oczywiście sprawdzimy), wiele inwestycji w okolicy i są całkiem sensowni. W 4 miesiące postawią i przykryją dom. Zostawiliśmy projekt i z niecierpliwością czekamy na poniedziałkowy ranek, kiedy otrzymamy wycenę.